Parafia Podwyższenia Krzyża Świętego

Wodzisław Śląski - ZAWADA

ul. Paderewskiego 198 tel. (32) 456 28 41

ks. Andrzej Nowara  Kontakt:       Aktualizacja: 07 grudnia 2007 

WEDRÓWKA ŚLADAMI APOSTOŁÓW PIOTRA I PAWŁA

(PIELGRZYMKA 29.06.-06.07.07)

Przez długi czas przygotowywaliśmy się do wyjazdu na pielgrzymkę jubileuszową do Rzymu. Nie tylko poprzez wspólną modlitwę, spotkania organizacyjne, ale także poprzez własne zainteresowanie tym państwem. I oto nadszedł piątek 29 czerwca. Punktualnie o godzinie 14.15 zgromadzilismy się w naszym parafialnym kościele, by uczestniczyć w Eucharystii, sprawowanej przez naszych 3 kapłanów „pielgrzymkowych”: ks. Andrzeja Nowarę, ks. Henryka Kierasa i ks. Mariusza Pacwę. Wszyscy jednym głosem prosiliśmy o dobre przeżycie tego świętego czasu, który się właśnie rozpoczynał. Po mszy świętej z niecierpliwością oczekiwaliśmy na przyjazd autobusu, który po kilkunastu minutach opóźnienia dotarł do Zawady. Zajęliśmy wygodne miejsca i odmawiając „Pod Twoją obronę” ruszyliśmy do wyznaczonego celu. Droga mijała bardzo radośnie przy wspólnym śpiewie, dowcipach, opowiadanych przez ks. Henryka oraz wzajemnym poznawaniu się dotarliśmy do granicy z Czechami, kolejne fragmenty drogi mijały równie szybko. Póki było jasno podziwialiśmy piękne widoki. Natomiast kiedy zapadła noc tylko nieliczni czuwali, reszta obudziła się nad ranem i z zaskoczeniem dowiedzieliśmy się że jesteśmy już we Włoszech. Po porannej, szybkiej toalecie ruszyliśmy dalej. Około południa dotarliśmy do miejsca naszego pierwszego przystanku. Wszyscy przeczytaliśmy tabliczkę z napisem „ Assisi”. Byliśmy w Asyżu. Pośpiesznie, żądni przygód i wrażeń opuściliśmy autobus i udaliśmy się na odkrywanie tajemnic Asyżu. Rozpoczęliśmy od górnego Asyżu, w którym znajduje się klasztor ojców franciszkanów, tam też uczestniczyliśmy w pierwszej eucharystii na terenie Włoch. Wąskimi uliczkami dotarliśmy do domu rodzinnego św. Franciszka, z którego zachowały się jedynie drzwi wejściowe a na miejscu gdzie był dom wybudowany jest kościółek. Obok jest miejsce narodzin św. Franciszka, którym była stajenka, gdyż matka nie zdążyła już dojść do domu. Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy w Asyżu był kościół św. Klary, gdzie zachowane jest ciało tej świetej, wraz z pamiątkami po niej (habity, w których chodziła, jej włosy, rzeczy osobiste). Można było zobaczyć, że Klara wcale nie należała do tych najwyższych a świętość i tak osiągnęła J. Ze wzgórza n którym stoi ten kościółek roztaczał się cudowny widok, więc zatrzymaliśmy się na chwilkę porobić kilka zdjęć, po czym ruszyliśmy do San Damiano, miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Tam bowiem znajdował się kościółek, w którym to znajdował się krzyż. Pewnego dnia, kiedy Franciszek modlił się w nim usłyszał słowa Chrystusa z tego krzyża: „Franciszku idź i odbuduj mój Kościół”. Najpierw Franciszek zinterpretował te słowa dosłownie, pragnąc odbudować ów kościółek, ale potem zrozumiał sens słów Chrystusa i całe życie poświęcił służbie Kościołowi. Wchodząc pod dość wielką górkę(bo kościółek z klasztorem znajdował się w takim dole) mogliśmy rozkoszować się pięknem włoskiej przyrody. Podczas tej pieszej wędrówki zrozumiałam dlaczego Franciszek tak często obcował z przyrodą, nazywając ją wręcz siostrą. Ta bliskość była tam wręcz namacalna. Po wyczerpującym dniu, zmęczeni ale szczęśliwi udaliśmy się na nocleg do hotelu, niedaleko Asyżu. Po kolacji i wieczornych rozmowach przyszedł czas na zasłużony wypoczynek. Kolejnego dnia, po wczesnym śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie dolnego Asyżu, którym to św. Franciszek przebywał w klasztorze. Rozpoczęliśmy mszą święta, następnie przeszliśmy korytarzami klasztoru, napotykając po drodze na turkawki, siedzące naprzeciw figury Franciszka, które wcale się nami nie przejęły(co niektórzy sprawdzali nawet czy nie są przylepione, jednak okazało się ze nie). Przez szybę podziwialiśmy ogród, który uprawiał Franciszek i jedyne róże na świecie, bez kolców. Bowiem Franciszek bardzo często zadawał sobie różne umartwienia i wpadł także na pomysł, by biczować się różami, kiedy tak zrobił róże na drugi dzień straciły kolce i tak jest aż po dzień dzisiejszy. Zobaczyliśmy także cele św. Franciszka  a także miejsce gdzie umierał(teraz znajduje się tam kościół), na infirmerii bo był bardzo chory.Po pożegnaniu się z Asyżem szybciutko wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy w stronę Rzymu, by zdążyć na Anioł Pański z papieżem. Punktualnie o godzinie 12.00 wysiedliśmy obok placu św. Piotra (mimo iż autobusy nie mogą wjeżdżać do centrum Watykanu) i wspólnie z wiernymi, bardzo licznie zgromadzonymi na placu, wpatrywaliśmy się w okno pałacu Watykańskiego, z którego przemawiał Ojciec Święty. Po tych kilkunastu chwilach modlitwy wyruszyliśmy na zwiedzanie Rzymu. Szybkim krokiem przechodziliśmy przez place, podziwialiśmy piękne kościoły, fantastyczne dzieła najwybitniejszych twórców. Z zachwytem oglądaliśmy fontanny. Najciekawsza i też chyba najbardziej znana to fontanna di Trevi. Każdy z nas, z nadzieją na powrót do tego pieknego miasta wrzucił pieniążek do niej. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy w dalszy przemarsz po Rzymie. Był Panteon, kościół św. Agnieszki, zamek Anioła i wiele innych niesamowitych miejsc. Do tych atrakcji „zabytkowych” trzeba jeszcze dorzucić przejazd metrem co dla niejednych było pierwszym takim przeżyciem. Wieczorem wszyscy zmęczeni szybko zasnęliśmy bo przed nami kolejny dzień i kolejna wczesna pobudka.

Po krótkiej nocy, wczesnym świtem (bo już o godzinie 5) rozpoczęliśmy nasz kolejny dzień wizyty w Wiecznym Mieście. Po śniadaniu (różniącym się dość znacznie od naszych polskich śniadań) autobusem udaliśmy się do stacji metra a stamtąd metrem do samego centrum miasta. Nasze kroki skierowaliśmy w stronę Bazyliki św. Piotra, gdyż w kryptach watykańskich, bardzo blisko grobu Jana Pawła II uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Atmosfera niesamowita ogarniała każdego z nas. Wielki pokój wlewał się w nasze serca. Po Eucharystii przeszliśmy do grobu Jana Pawła II, by oddać mu hołd, okazać pamięć, ale także powiedzieć to wszystko, z czym tu przyjechaliśmy, podziękować, prosić. Niejednej osobie popłynęła po policzku łza. Gardło ściskało wzruszenie, aż trudno było mówić. Trudno opisać te przeżycia, bo tego nie da się wyrazić zwykłymi, prostymi słowami. Po wyjściu z Bazyliki udaliśmy się do coraz to większej kolejki czekających na możliwość wejścia do Muzeów Watykańskich. Choć upał doskwierał niemiłosiernie a nogi bolały to jednak nikt nie narzekał i każdy wytrwale czekał. Po prawie 3 godzinnym postoju w 40 stopniowym upale weszliśmy w końcu do środka. Pani przewodnik (nieznana nam wcześniej pani, gdyż nasza przewodniczka nie miała potrzebnej licencji) w bardzo ciekawy, barwny i interesujący sposób oprowadziła nas po tych wspaniałościach, jakie kryją Watykańskie mury. Każdy z nas miał takie małe radio ze słuchawkami i przez nie słuchał opowieści naszej pani przewodnik. Przechodząc przez olbrzymie korytarze i sale podziwialiśmy piękne posągi, popiersia, sarkofagi, w większości przedstawiających pogańskich bożków, postacie antyczne; piękne arrasy, zdobiące ściany. Wszędzie można było dostrzec olbrzymie bogactwo i przepych. Jednakże to wszystko nic, w porównaniu z pięknem Kaplicy Sykstyńskiej. Wchodząc do jej wnętrza człowiek, jakby przenosił się w inny świat. Malowidła młodego wówczas Michała Anioła, ukazują Jego precyzję i Jego głęboki talent. Każda postać wygląda tak, jak gdyby chciała coś powiedzieć, coś przekazać, jakby była żywa. Do tego dochodzi sama wymowa tego miejsca, to przecież tutaj wybierany jest każdy kolejny Następca świętego Piotra. Warto było się tyle natrudzić, by przeżyć i doświadczyć takiej chwili pobytu w tak cudownym miejscu. Wciąż pełni emocji udaliśmy się schodami, którymi znoszone było ciało Jana Pawła II, do wnętrza Bazyliki. Tam również zostaliśmy oprowadzeni przez panią przewodnik. Dotykaliśmy drzwi świętych, otwieranych jedynie przez papieża raz na 25 lat(ostatni raz w 2000 roki przez Jana Pawła II), podziwialiśmy kolejne dzieło Michała Anioła słynną Pietę, która niestety jest teraz za szybą, po wypadku, kiedy to 1973 roku szaleniec targnął się z młotkiem na ten posąg i odrąbał Maryi kawałek nosa, i ramienia. Oczywiście naprawiono uszkodzoną część. Podziwialiśmy piękne malowidła, posągi papieży i nie tylko. A na koniec zeszliśmy jeszcze raz do podziemi, gdzie po raz drugi mogliśmy trwać na modlitwie u grobu Jana Pawła II. Zmęczeni już nieco, jednak pełni niezapomnianych przeżyć metrem wróciliśmy do autobusu, by udać się jeszcze do Bazyliki św. Pawła za Murami. Zaskoczyła nas wielkość tej Bazyliki, choć już nieco mniejszej niż św. Piotra. Znajduje się ona na miejscu pochówku Apostoła Narodów. Przed wejściem do Bazyliki stoi ogromna figura tego Świętego. Wewnątrz natomiast znajdują się medaliony z wizerunkami kolejnych papieży, natomiast na aktualnego (czyli na Benedykta XVI) jest skierowane światło. Jest to piękna i bogata bazylika, oczywiście jak wszystkie cztery patriarchalne bazyliki w Rzymie znajduje się w niej tron i ołtarz, przy którym Mszę może sprawować jedynie papież. Podobnie jak w Bazylice św. Piotra znajdują się też w niej drzwi święte, otwierane jedynie przez papieża. Bazylika ta spłonęła w 1823 roku. Wszystko uległo zniszczeniu oprócz drewnianego Krzyża i drewnianej figury, przedstawiającej św. Pawła. Do dzisiejszego dnia znajdują się one w bocznym ołtarzu Bazyliki. Po tej wizycie udaliśmy się do naszego hotelu u siostrzyczek, które bardzo o nas dbały przez ten czas pobytu tam. Po kolacji, krótkich rozmowach na temat przeżyć minionego dnia, wszyscy szybko wrócili do swoich pokoi. Kolejny dzień rozpoczęliśmy znowu o świcie. Po śniadaniu wyruszyliśmy do katakumb, czyli cmentarza pierwszych chrześcijan. Panował tam , jakże upragniony dla nas wszystkich chłód. 1 i 2 poziom jest udostępniony dla turystów, natomiast na 3 i 4 poziomie są jeszcze szczątki kości. W ciszy przechodziliśmy wąskimi korytarzami, z mnóstwem niewielkich wnęk, w których to chowane były ciała zmarłych. Po wyjściu stamtąd udaliśmy się spacerkiem do pobliskiego kościółka „Qvo vadis Domine”. Jest to miejsce, w którym Piotr, uciekający z Rzymu przed prześladowaniami Nerona spotkał Chrystusa, zmierzającego właśnie w stronę Rzymu. Zadał mu znane nam wszystkim pytanie: „Qvo vadis Domine”, co znaczy „Dokąd zmierzasz Panie” a Chrystus mu odpowiedział: „Idę do Rzymu, by tam po raz drugi mnie Ukrzyżowano”. Piotr wrócił do Rzymu, gdzie za jakiś czas zmarł powieszony na krzyżu(odwrócony do góry nogami). W kościółku tym są odbite stopy Chrystusa. Po krótkiej modlitwie, dalsza wędrówka. Udaliśmy się do trzeciej Bazyliki patriarchalnej w Rzymie św. Jana na Lateranie, ale nim weszliśmy do niej, naprzeciw niej w małym Kościółku byliśmy zobaczyć schody przewiezione z Jerozolimy, po których Jezus szedł kiedy wchodził do Piłata. I już wizyta u św. Jana. Kolejne drzwi święte. Piękne zdobiony sufit, piękne rzeźby i malowidła. Niesamowite rozmiary tej Bazyliki. Po tych przeżyciach duchowych nadszedł czas na zwiedzanie antycznego Rzymu. Oczywiście pierwszym naszym miejscem zatrzymania było świetnie jeszcze zachowane Koloseum. To w nim odbywały się różne imprezy sportowe, igrzyska, było to również miejsce śmierci wielu chrześcijan. Na arenie płonęli oni na stosach, byli pożerani przez dzikie zwierzęta, byli krzyżowani. Nieopodal znajdują się prawie w całości zachowane olbrzymie kolumny z jednej ze świątyń pogańskich. Jeszcze dalej znajduje się całe mnóstwo wykopalisk antycznego Rzymu, kolumny, posadzki, posągi władców Rzymu. Piekny widok na całe Forum Romanum. Następnie udaliśmy się do miejsca, w którym więziony był św. Piotr, zresztą nie tylko on, ale wiele świętych, pierwszych męczenników. Miejsce to opisane jest w Dziejach Apostolskich. Kolejnym miejscem, jakie odwiedziliśmy, a raczej „zdobyliśmy” był Pomnik Ojczyzny „Patriae vnitati”. Trzeba się było dostać na górę po kilkudziesięciu schodach, ale było warto bo przed nami na szczycie rozciągał się wspaniały widok na wzniosłe miasto Rzym. Na środku wznosił się wspaniały pomnik Wiktora Emanuela II. Zeszliśmy schodami zaprojektowanymi przez Michała Anioła, które wiodą na plac Kapitolu. Wcześniej wstapiliśmy do Kościółka(którego nazwa niestety mi umknęła w chwili obecnej), w którym to Kościółku znajdowało się Dzieciątko, przywiezione z Ziemi Świętej. Do Niego piszą dzieci z całego świata w różnych intencjach i z różnymi prośbami. Listy te leżą w koszykach blisko Niego, więc mogliśmy zobaczyć te rzesze próśb. Po krótkim odpoczynku skierowaliśmy nasze kroki do ostatniego w tym dniu miejsca pielgrzymkowego  a mianowicie do bazyliki Santa Maria Maggiore, czwartej i ostatniej Bazyliki patriarchalnej w Rzymie. Ostatnie drzwi święte, piękny ołtarz z tronem papieskim. W środku poniżej ołtarza, znajdują się relikwie żłóbka betlejemskiego a naprzeciw nich olbrzymi posąg modlącego się papieża Piusa IX. Po bokach malowidła, obrazujące sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Po wyczerpującym dniu upragniony już przez nas wszystkich wypoczynek u sióstr. Po kolacji jeszcze kilka piosenek przy dźwiękach gitary( i nauka piosenki urodzinowej do naszego proboszcza, której podjęła się pani Elżbieta Twardzik i poradziła se z tym znakomicie), parę kawałów, dużo śmiechu i radości. Nawet żeśmy się nie spostrzegli, kiedy minęła północ i trzeba było się kłaść spać bo rano znowu męczący, pełen wrażeń dzień. Ostatni dzień w Rzymie, po pożegnaniu się z siostrzyczkami wyruszyliśmy na spotkanie z Ojcem Świętym, na audiencję generalną. Zazwyczaj te audiencje odbywają się w auli Pawła VI, jednak ze względu na ogromną ilość pielgrzymów część osób zostało skierowanych do Bazyliki św. Piotra(w tym także nasza grupa). Po krótkim czasie oczekiwania, po dogłębnej kontroli znaleźliśmy się w środku bazyliki, a że było jeszcze dość wcześnie, więc udało nam się dostać miejsca blisko tronu papieskiego. Powoli miejsca w bazylice się zapełniały, a nasze serca biły coraz mocniej z przejęcia. Nagle pojawiło się czterech gwardzistów i stanęło w pobliżu tronu papieskiego, to był znak, że papież jest już niedaleko. Chwilę później usłyszeliśmy dźwięk organ i szum w bazylice. Papież był już pośród nas i powoli się do nas zbliżał. Wielka radość przepełniła nasze serca. I nagle zobaczyliśmy „małego” Człowieka, z mina uśmiechniętą, witającego się z pielgrzymami i błogosławiącego nam. Staliśmy obok barierek, jednak Papież poszedł drugą stroną. Wszedł na tron i rozpoczął swoje rozważania. Niestety w bazylice nie mówił po polsku, przemawiał w języku niemieckim, włoskim i angielskim, także dla większości był On zrozumiany. Potem pomodlił się z nami i powoli zszedł z podwyższenia. Wśród ludzi znowu zrobił się szum. Część z grupy była blisko przy barierkach, ja również . Papież powoli zbliżał się z pogodnym uśmiechem. Serce biło mi jak szalone, ręce drżały z przejęcia. Był blisko, coraz bliżej, aż w końcu moja dłoń znalazła się w Jego dłoni. Ten uścisk pełen ciepła i delikatności. Ta chwila trwała do mnie wiecznie. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. I te Jego oczy pełne miłości i pokoju. Łzy popłynęły po policzkach. Pan dał mi doświadczyć niezwykłej łaski. Poprzez dłonie swojego następcy tu na ziemi dotknął nie tylko mojego ciała, ale i serca i duszy. Tych przeżyć nie da się po prostu opisać. Myślę, że wszystkie osoby(a z naszej pielgrzymki też byli ci wybrani), które doświadczyły tego daru poparłyby moją opinię. Po tym cudownym spotkaniu, pełnym szczęścia i radości metrem wróciliśmy do autobusu i wyruszyliśmy już w stronę Monte Casino. Po drodze wstępując jeszcze do Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego. W momencie śmierci Chrystusa na krzyżu, jak wiemy z kart Pisma Świętego i innych dokumentów było wielkie trzęsienie ziemi i w trzech miejscach na świecie skała pękła na pół i właśnie między innymi w tym miejscu, gdzie teraz znajduje się to sanktuarium. Jest to oczywiście wszystko udokumentowane, w którym roku to się zdarzyło. Mogliśmy przejść między tą szczeliną, która się wtedy wytworzyła. Po krótkiej modlitwie, pojechaliśmy prosto na Monte Casino. Nie była to jednak wcale taka prosta droga, bo na górę autobus musiał wjeżdżać po bardzo krętej i stromej drodze. Dla dodania sobie odwagi wspólnie odmawialiśmy różaniec. Po przybyciu na szczyt, uczestniczyliśmy w Eucharystii w klasztorze Benedyktynów, przy szczątkach św. Benedykta i Scholastyki. Po czym zeszliśmy kawałek niżej piechotką na cmentarz polskich żołnierzy, którzy tam pod Monte Casino zginęli. Po tej chwili zadumy i refleksji nad walecznością tych ludzi udaliśmy się na ostatni nocleg we Włoszech, do miasteczka niedaleko Manopello. Udało nam się dotrzeć tam jeszcze przed północą, zjedliśmy szybko kolację i udaliśmy się do naszych pokoi. Jednak nikt z nas (oprócz naszej najmłodszej uczestniczki Laury) nie udał się na spoczynek. Punktualnie o godzinie 00.00 stanęliśmy pod drzwiami naszego proboszcza i zaśpiewaliśmy nauczona wcześniej piosenkę, złożyliśmy życzenia i wręczyliśmy prezent. Po czym grzecznie udaliśmy się do łóżek. Rano znowu wczesne śniadanko i w drogę. Ostatnie miejsce naszej pielgrzymki przywitało nas pięknymi promieniami słońca i zaciszem. Tam wysłuchaliśmy opowiadania na temat Cudownego Wizerunku Chrystusa, odbitego na bisiorze. Jest to niezwykłe Oblicze. Promienne, radosne, chwalebne, dające sercom nadzieję. Powstało najprawdopodobniej (na 90% )w wyniku Zmartwychwstania, choć wciąż trwają badania. W tym „tajemniczym” miejscu braliśmy udział w Eucharystii a potem był czas na osobista kontemplację Twarzy Chrystusa. Po zakupie ostatnich pamiątek koło godziny 13 wyruszyliśmy na plażę, do pobliskiego kurortu wczasowego San Benedetto. Tam cieszyliśmy się słońcem, morzem i plażą. Figlom i zabawom nie było końca. Nawet nie przeszkodziła nam w tym krótka burza, która przeszła nad nami, ale po chwili już świeciło słońce i można było powrócić do kąpieli wodnej i słonecznej. Wymęczeni, lecz bardzo zadowoleni o godzinie 23.00 pożegnaliśmy się z morzem, wsiedliśmy do autobusu i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu, do Polski. Po krótkiej modlitwie, wszyscy zasnęliśmy. Kiedy otworzyliśmy oczy, przed nami roztaczały się tereny Austrii, czas minął szybko na śpiewie i wspomnieniach z Rzymu i miejsc, które odwiedziliśmy, po drodze jeszcze obiad w Czechach i o godzinie 19.00 przywitała nas Zawada. W imieniu swoim własnym i wszystkich pielgrzymów chciałam serdecznie podziękować księdzu proboszczowi za zorganizowanie tej wyjątkowej pielgrzymki, za opiekę duchową, miłe słowo i okazana pomoc. Również dwóm księżom, którzy byli z nami, ks. Henrykowi i Mariuszowi. To był bardzo owocny czas, który na zawsze zostanie w naszych sercach.

Cieszę się bardzo, że mogłam być w Rzymie, w tych świętych miejscach. Jestem wdzięczna rodzicom, którzy mi tą pielgrzymkę sprezentowali. Do opisania wrażeń i przeżyć, nie starczyłoby kartek naszej gazetki. Warto pojechać i zobaczyć, by się przekonać!!!!

Daria